piątek, 20 listopada 2015

Widziałem swoją śmierć

Stałem na wysokim wzgórzu, dookoła nic tylko pozbawione roślinności otoczenie. Pustka i surowa przyroda. Wtedy podeszła do mnie jedna osoba, znam ją, koleżanka wybierająca się na długi urlop. Przyszła z prośba, od razu zgadłem, ze pewnie chce żebym zaopiekował sie jej kotem, nakarmił go w czasie jej nieobecności. Nie wiem dlaczego przyszło mi to do głowy, tym bardziej że ona mieszka daleko, a i ten kot chyba za mną nie przepada. Ale nie. Prosiła mnie tylko, o to żebym poszedł do jej mieszkania pod jej nieobecność i usiadl na kanapie po lewej stronie i sprawdzil czy na karniszu wisi 25 żabek. Dokładnie 25, powiedziała. Nie byłem zbytnio zdziwiony prośba, ponieważ zaraz miałem iść na fajny raut, gdzie miałem spotkać kilka ważnych osób. Takich na których mi zależało i co najważniejsze miało być dobre żarcie i picie. Tyle tylko. I poszedłem, ale przedzierając sie przez pustynną przestrzeń rozmyślałem o tym co mnie czeka. O tym co nadejdzie i wszystko wydawało sie takie niedalekie. Bliskie i na wyciagnięcie ręki. Wtedy jednak pojawiła sie na mojej drodze kałuża. Nieduża, ale nie na tyle mała, żeby dało sie ją przekroczyć. Mogłem obejść, Ale ja oczywiście wparowałem prosta w nią. I wtedy sie zapadłem. Czułem każdą częścią swojego ciała jak sie zapadam. Jak woda mnie porywa i gdy poczułem wodę na wysokości brody to uświadomiłem sobie, że idę na dno, ale dno czego nie wiedziałem. Zanim całkowicie sie zanurzyłem, uświadomiłem sobie w ułamku sekundy, że wiele mnie czeka, wiele moge dostać i zapadłem sie w toń.spadalem dłuższą chwilę i wbiłem sie w muliste Dno. Przyssało mnie i próbując sie oderwać wiedziałem, ze to koniec i umrę. Żałowałem tego co mnie ominie i miałem tego świadomość. pogodzilem sie ze umieram, ze to koniec. Poddałem sie i gdy już czułem (a czułem to mocno) nadchodzącą smierć. ZBUDZIŁEM SIĘ. BOŻE JAK DOBRZE.....

Brak komentarzy: