wtorek, 24 listopada 2015
S. Jobs, film
Przed chwilą wróciłem z kina. Pusta sala, ja jeden i nikogo wiecej.....po prostu bosko. O Jobsie już pisałem, przy okazji jego śmierci, która bardzo mnie zasmuciła. Po przeczytaniu jego biografi poczułem do niego jeszcze większa sympatie. To jednak jest człowiek, który może niczego nie wymyślił, ale który to wszystko stworzył. Od komputera po Toy Story. Niewiarygodne.
Film pokazuje jak, moim zdaniem, mozna zatracić sie w tym co sie robi - praca, kolejne prezentacje produktów, porażki i sukces - a w tle jego córka. Którą najpierw odrzuca, jak jego kiedyś, a potem próbuje budować relacje. Jest w tym filmie kilka scen kiedy on próbuje przebić mur tego jaki powinien być i ukazać trochę tego jaki jest. Nie ma tu nic nachalnego, nie ma amerykańskiego snu, ojciec, odrzucona córka i wielkie pojednanie - w tle amerykańska flaga i kombatanci. Tego nie ma. Jest tylko zapowiedź takiej możliwości, delikatna zapowiedź takiej możliwości....takie relacje jak pokazane w filmie, nigdy nie są łatwe.
Pisze na iPadzie, lubię go i wiem skąd pochodzi. Pewnie jakiś pierdolony ktoś powie ze jestem częścią religii, wyznawca marki i gadżetu. Ale.....to będzie tylko pierdolony ktoś....chciałbym mieć jeszcze wiecej tego....ale jestem biedny.....
piątek, 20 listopada 2015
Widziałem swoją śmierć
Stałem na wysokim wzgórzu, dookoła nic tylko pozbawione roślinności otoczenie. Pustka i surowa przyroda. Wtedy podeszła do mnie jedna osoba, znam ją, koleżanka wybierająca się na długi urlop. Przyszła z prośba, od razu zgadłem, ze pewnie chce żebym zaopiekował sie jej kotem, nakarmił go w czasie jej nieobecności. Nie wiem dlaczego przyszło mi to do głowy, tym bardziej że ona mieszka daleko, a i ten kot chyba za mną nie przepada. Ale nie. Prosiła mnie tylko, o to żebym poszedł do jej mieszkania pod jej nieobecność i usiadl na kanapie po lewej stronie i sprawdzil czy na karniszu wisi 25 żabek. Dokładnie 25, powiedziała. Nie byłem zbytnio zdziwiony prośba, ponieważ zaraz miałem iść na fajny raut, gdzie miałem spotkać kilka ważnych osób. Takich na których mi zależało i co najważniejsze miało być dobre żarcie i picie. Tyle tylko. I poszedłem, ale przedzierając sie przez pustynną przestrzeń rozmyślałem o tym co mnie czeka. O tym co nadejdzie i wszystko wydawało sie takie niedalekie. Bliskie i na wyciagnięcie ręki. Wtedy jednak pojawiła sie na mojej drodze kałuża. Nieduża, ale nie na tyle mała, żeby dało sie ją przekroczyć. Mogłem obejść, Ale ja oczywiście wparowałem prosta w nią. I wtedy sie zapadłem. Czułem każdą częścią swojego ciała jak sie zapadam. Jak woda mnie porywa i gdy poczułem wodę na wysokości brody to uświadomiłem sobie, że idę na dno, ale dno czego nie wiedziałem. Zanim całkowicie sie zanurzyłem, uświadomiłem sobie w ułamku sekundy, że wiele mnie czeka, wiele moge dostać i zapadłem sie w toń.spadalem dłuższą chwilę i wbiłem sie w muliste Dno. Przyssało mnie i próbując sie oderwać wiedziałem, ze to koniec i umrę. Żałowałem tego co mnie ominie i miałem tego świadomość. pogodzilem sie ze umieram, ze to koniec. Poddałem sie i gdy już czułem (a czułem to mocno) nadchodzącą smierć. ZBUDZIŁEM SIĘ. BOŻE JAK DOBRZE.....
wtorek, 10 listopada 2015
Gdzie? Jak i po co......
Gdzie ja byłem przez te wszystkie lata. Gdzie ja byłem kiedyś i gdzie doszedłem? Proste, doszedłem tutaj, teraz jestem tam gdzie mnie to wszystko doprowadziło. Pasje, wkurwienie, załamania, watpliwości, oczekiwania. Tu jestem.
Jak to wszystko przeliczyć, to miałem i mam szczęście. Duże. Jestem teraz w tym MIEJSCU. TYTAJ. w miarę możliwości znaczę ślad na piasku, dotykam stopami powierzchni, jestem. Kurwa jak dobrze ze jestem i mnie nie niema. Ślad Boga w galaktyce, dotknięcie ANIOŁA na policzku. Łzy androida na potylicy, każdy dzien nieporadnym jest wspomnieniem tego co minie.
Ale nawet jak minie to minie. Nic nie jest ważne. Wszystko jest ważne i istotne. ONA. Oni. One i cała reszta. Byłem na kilku meczach, ważnych, widziałem wschód słońca w górach. Jak wstaje nowy dzien. To widziałem. Ostatnio. Na bieżąco. Pisałem kiedyś ze nie chce grobu. Nie chce. Po prostu jestem tutaj, przeżywam emocje, pragnienia, przekazuje geny. Słucham muzyki i czytam. Jakoś sobie radzę i zbieram cos na co nie miałem nigdy nadziei. mam to wszystko. Jak powiedział, nie wiem już kto. Mam 42 lata. Postanowiłem, ze pije do 50tki. Potem będę żył jak Ghandi. Oczywiście łże, jestem oszustem i złodziejem. Chce być złodziejem czasu, nakraść go ile sie da......sobie i innym.
poniedziałek, 9 listopada 2015
Manhattan
Widziałem dzisiaj film W. Allena. Istne cudo, hołd złożony miastu i normalnemu (chociaż to dziwne) życiu. Ludzie żyją w molochu, dużym mieście i zajmują się swoimi zwykłymi sprawami. Każdy ma cos do roboty i każdy ma cos na sumieniu, ale nie to jest najważniejsze. Ważne, że jest takie miasto, w którym się żyje i można mu złożyć taki hołd. To jest miasto lat 70-siątych, jeden z najgorszych czasów dla Nowego Yorku – ale kina, teatry, opery, planetaria, knajpy i co najważniejsze, ludzie gotowi do rozmowy. Niestety ja patrząc na to wszystko jeszcze bardziej zdaję sobie sprawę na jakiej żyję pustyni. Pustka, nic się nie dzieje – sobota, niedziela, zwykły dzień – wszystko wygląda tak samo i ponuro. Nie ma gdzie wyjść, nie ma parku w jakim można by usiąść. Nie – jedna, może dwie knajpy, wyskoczę sobie na piwko – sam, z gazetą i już sensacja. Wczoraj miałem ochotę zabrać książkę (Jelinek) i to byłaby sensacja. Kurwa, ze strachu jej nie zabrałem. Tak sobie teraz pomyślałem – walę po klawiszach co raz mocniej i szybciej – że pewnie piwo z 4,5 PLN (tak warszawiacy i krakowianie – pierdolone 4,5 PLN za piwko. Wy musicie wydać prawie 12 za takiego samego żywca! I na zdrowie) podskoczyło by na 6 PLN. Ciekawe, swoją drogą; kultura może wpłynąć na cenę piwa?
A tak nic, jakaś marna gazeta, ze 4 piwka w tygodniu i już czuję się jak na jakimś Manhattanie. Ale ja nie mam nic przeciwko klientom takich podrzędnych barów – szanuję ich w 100 %. Wczoraj sobie uświadomiłem, że tak naprawdę oni żyją szeroko (komuś to chyba, na pewno, napisałem). Po prostu wychodzą i nie duszą się w 4 ścianach, zamknięci. A że nie czytają. Panowie i Panie – 80 % ludzi tego naszego kraju nie czyta. I powiem więcej, nie będzie czytało. Szkoda? Nie! Nie każdy jest w stanie rozkoszować się literaturą, i to niezależnie od tego w jakiej okładce będzie wydana. Jeżeli ktoś chce, chce mieć przyjemność, to poczyta. Niezależnie od tego czy okładka będzie kolorowa czy czarna.
piątek, 6 listopada 2015
Wypoczywam......
w radio leci SKA, sączę butelkę wina. Jest ciemna noc a ja postanowiłem osuszyć ja do końca. Zaczął sie weekend. Mam jakies skitrane gazety (dwie szuki) i sobie czytam. Jutro Franz Kafka. Zastanowiłem sie dzisiaj nad F. Kafką - ojciec literatury współczesnej. Ludzie gość pisał takie rzeczy! I jaka to jest postać. Wypożyczę sobie, ponieważ w domu mam dzienniki. Tylko
Tak to w ogóle, to zastanowiłem sie nad tym jakie mam braki. Jaki jestem słaby z literatury. postanowiłem dwa najbliższe lata podciągnąć sie z klasyki.
Oprócz tego ze pije sobie winko, pójdę spać, to jestem na maxa zmęczony. Ale szczęśliwy, z tylu głowy to sie wszystko kołacze. Ze jednak warto. WARTO.
PS. wikitowala ta czerwona pokraka. Ciemiężycieli i ruski pomiot. fOlwark dawno sie zawalił, a świnie jeszcze sobie jakoś radziły. Napisze, na pohybel.........
poniedziałek, 2 listopada 2015
Przyjaciele........
Siedzę wieczorem. Noc obejmuje mnie swoimi ramionami, jesienią silniejszymi i dłuższymi. Ekran komputera oświetla twarz, zajmuję się trzema rzeczami na raz. Konieczną, oczekiwaną i fantastyczną. Pierwszą muszę skończyć (już prawie), drugą chciałbym (doprowadzić do końca) a trzecia…..niech trwa. Pierwszy raz od kilku lat znajduję się w sytuacji gdy nie mam książek. Jedna tylko na stole (biografia MH) i tyle. Reszta leży na regale w miejscu, które wydawało się moim dzieciństwem i młodością, a okazało się zupełnie czym innym. Latynosi, Borges (osobna kategoria – wszechświat), męcząca Jelinek, albumy, Salinger…..Ukryte twarze, Ayn Rand wreszcie. Pewnie są samotne i w ciemności korytarza, zimnej atmosferze i zaciętości czekają na mnie. Nie martwicie się przyjaciele! Nie zostawię was, jak tylko ogarnę swój nowy świat, poskładam materialne sprawy (panele, próg szafy, jakieś drzwi obrobię) to was zabiorę. Myślę o was i chciałbym was mieć koło siebie.
Zerkać – czytać – wiedzieć, że jesteście – mieć was – czuć – zagłębiać się……
niedziela, 1 listopada 2015
Złodziej czasu. Sofronow 2
Czekał. Czekał i czekał. Nic się nie działo, ale wtedy chyba właśnie pomyślał, że po raz pierwszy jest szczęśliwy. Że pojawiła się jakaś namiastka w jego życiu, namiastka czegoś do czego każdy dąży. Do miłości. W radio leciał jazz, swobodny i zajmujący nić więcej niż powinien. Na stoliku leżała niedoczytana książka, jakieś skrawki gazet. Nic więcej….
Każdego dnia, pomyślał, w każdej chwili zdajemy się na dążenie do celu. Do naszej śmierci – każda chwila, każda godzina nas do tego przybliża. Płacz dziecka, kłótnia z kobietą, scysja z matką. Każdy moment jest tylko kolejnym krokiem do tego by się zatracić. Zapaść. Ale on tego nie chciał. Nie miał zamiaru, aby upływ czasu, linearny koszmar przetrwania i trwania uporczywie zabierał mu czas. Jego czas. Wiedział, że każda minuta z nią, każda chwila jaką urwie na samotne, wspólne jednak (dziwne), przebywanie jest kradzieżą. Kradzieżą czasu. Oszukiwaniem egzystencji. Ale chciał i szukał…. Dążył.
W jego życiu kilka tylko chwil nadawało się było szczęśliwych. Zawsze były to chwile związane z muzyką i literaturą. Nigdy z kobietą. Nigdy. Skomplikowane relacje, jakieś niewyobrażalne oczekiwania. Teraz, czuł jednak, że można. Czuł się jak złodziej, jak ktoś kto okrada siebie, i – przede wszystkim – okrada ją i wszystkich dookoła. Był złodziejem i chciał dalej kraść.
Pogrążony w tym wszystkim, straceńczo poszukujący spełnienia, oczekując…..pogrążył się w ciemnej nocy. Czego? Wstydzi się powiedzieć i napisać…..
Subskrybuj:
Posty (Atom)