niedziela, 18 października 2015

Pięściami po kręgosłupie, cz1 – Wizualizacja obiektywna

Nurtuje mnie od kilku dni problem. Pewien problem, chociaż nie można powiedzieć, że jak coś zajmuje mnie tylko kilka dni to od razu mnie nurtuje. Może musiałbym nad tym posiedzieć z miesiąc lub dwa? Nie wiem, w sumie mnie to nie obchodzi i zaraz przejdę do tematu. Może ktoś to ogarnie, zrozumie. Jak pisałem, prześladuje mnie pewien facet, taki niby – bezdomny, elegancki, z plecakiem. A ja od razu, że bezdomny. Od razu gościa szufladkuję, nie ma domu, myje się w schronisku, jakiejś noclegowni i jeszcze ma siłę udawać każdego z nas. Z rodzinami, mieszkaniami, samochodami modnymi ciuchami, zegarkami i tym podobnym konsumpcyjnym szajsem, który czyni z nas ludzi. TYLKO DLATEGO, ŻE SIĘ WPISUJEMY. Otóż ostatnio, właściwie w piątek, uświadomiłem sobie, że koniec. Koniec z takim podejściem – należy do każdego tematu podejść indywidualnie. Owszem faceta widuję w miarę regularnie, raczej w niewielkim promieniu, ale jeszcze nigdy nie widziałem go pod mostem (zresztą ja pod mosty rzadko zaglądam), nawalonego czy naćpanego czy umorusanego. Nigdy. Dlatego wymyśliłem sobie, że może ja tego gościa prześladuję, może wchodzę mu w drogę, a on mnie unika jak może ale zawsze mu się napataczam. Dwa tygodnie temu jak wracałem sobie z miłego wyjazdu to trafiłem na stację benzynową gdzie on sobie spokojnie stał i pił kawę z papierowego kubka. Zdziwiłem się, ponieważ byłem na tej stacji ze trzy razy i od razu ciach!!!! Jest. A może JA jestem jego prześladowcą? Moim zdaniem facet uciekł od tego co ja mu przypominam – udało mu się oderwać od tego wszystkiego, odrzucić to co go uwierało. Być może skrzywdził wiele osób po drodze, ale postanowił się oderwać i pójść swoją drogą? Tego nie wiem, nie chcę tego nawet oceniać bo nie mam ku temu danych, podstaw do mieszania się w jego życie. Zastanawiała mnie możliwość nawiązania z nim kontaktu, przez jakiś czas – podejść do niego, podpytać o to i tamto. Ale coś mnie powstrzymuje – głównie to, że się dowiem jak jest naprawdę….. Spojrzałem wtedy na siebie jego oczyma, zobaczyłem jak się miotam, rzucam, jak czasem marnuję swój talent, jak nie potrafię osiągnąć spokoju ducha, spokoju działania. I mnie olśniło…..zerknąłem na siebie obiektywnie, z zewnątrz i się zwizualizowałem, oczywiście na razie w niewielkim zakresie…….PS – reszta przy innej okazji. Nie wiem czy ktoś to czyta, w końcu po coś to piszę, ale wszystko to jakieś niepozbierane jakoś, nieskładne. Ale puściłem i tyle….próbuję się w tym miejscu odnaleźć.

Brak komentarzy: