poniedziałek, 26 października 2015
Negatywna motywacja, - 7
Nie wierzyłem, że wrócę. Że się rozbiegam po takiej przerwie, ale jednak się udało. To znaczy na razie niewiele, ale już zaczynam odczuwać to o czym pisał ten japoński pisarz Murakami (nie wiedzieć czemu mówią o nim jako potencjalnym nobliście). Biegnę sobie, stawiam kolejne kroki, sapię nawet nie tak bardzo jak sobie wyobrażałem. Jestem sam i myślę. O czym – powiem tak: myślę o czym myślę. Postanowiłem z tym moim bieganiem zaszaleć i zrobić jakiś efekt – to znaczy zrzucić dokładnie 7 kg (-7), tego oczywiście nikt nie wie, po co i dlaczego akurat tyle. Ale ja wiem – 7 kg mi wystarczy, żeby zrealizować mój szatański plan i powiem: no pasaran. I basta. Ciekawe czy mi się uda…. Właściwie to jestem jakimś medycznym fenomenem – nabiegałem tyle tych maratonów, ze dwa razy więcej półmaratonów i nic. Ani kg w dół, nawet przeciwnie. Z tego też powodu jestem nastawiony dosyć negatywnie do swojego planu, znaczy do planu pozytywnie, tylko do jego realizacji jakoś mniej. Zobaczymy….
Niczego nie przeczytałem ani nie napisałem….dlatego chyba na kilka dni dam sobie spokój. Muszę się odbudować…..literacko.
piątek, 23 października 2015
Sofronow
wszedł do domu, mieszkania. Ogarnął wzrokiem każdy zakamarek, każdy kwadrat przestrzeni, który był w stanie zlustrować. tutaj ona, tam one, codzienna krzątanina. Meble, niedomalowany kaloryfer. Obraz modnego malarza na ścianie. W sumie jasno i przyjemnie. Ale mimo to, a może z tego właśnie powodu zaryczał jak zarzynane zwierze. Jak bawół oczekujący egzekucji, wiedząc już, ze jednak to zaraz sie stanie. Czekał, chociaż nie miał na to czasu. kUuuuuuuuurrrrrwwa. Padł na kanapę i miał nadzieje, ze zaśnie. Ze sen mu pomoże, ze jakoś oddali coś co go przygniata. Codzienność, kierat dnia codziennego....ale nie. Nie mógł zasnąć. Leżał na kanapie i myślał. O tym, ze powinien być gdzie indziej. W zupełnie innym miejscu i czasie. Gdyby to wszystko dało sie odwrocić, mieć świadomość tą teraz, ale być gdzie indziej?
Leżal. Nawet nie sapał. oddychał miarowo, serce mu waliło, zapadl sie, powoli wchodzi w sen. Ale nie był to jego sen. Stał w grupie, kilkanaście osób, zadrzewiony stary cmentarz. Jakies powalone nagrobki. Stał i oczekiwał najgorszego. Bal sie, ze sie zapadnie i już nic go nie spotka. Ze to koniec. Już nigdy nie pokocha, nie zagra na saksofonie. Nic. Pusto. Stali w szeregu i obserwowali ją z oddali, jak szła i sie poruszała. Stanęła w niedalekiej odległości. Zerkała ledwie może nawet. Aksamitnym głosem powiedziała, drugi z lewej. Wiedział, że żyje.
środa, 21 października 2015
Wyssane z iPada......po raz kolejny
Góry. Kilka dni temu byłem w Beskidach i już poczułem sie cudnie. Przestrzeń, powietrze spokój i widoki. Chociaż ograniczone mgłą. Zawsze lubiłem góry i to jest chyba najważniejsza rzecz jaka dali mi rodzice, resztę staram sie brać sam. Próbuje.
Ale ta historia na Mount Everescie, te ofiary, wciąganie dziadków za 65 tys. $ to już zupełne zdziczenie i zwykle kurestwo. Gwałt zadany pięknu i tajemnicy. Wielicki, Cichy, Kukuczka czy Rutkiewicz Wanda to byli i są moi bohaterowie, ale ich nikt tam nie wnosił, oni w trudnych czasach komuny wznosili sie na wyżyny i nieśli swoją pasje dla siebie przede wszystkim. Gory zawsze wiązały sie z ofiarami, nawet w Tatrach ginęli znani wspinacze, ale to zawsze byli ludzie, którzy szli tam na swój własny rachunek. Zawsze kalkulowali, nawet jeżeli nie do końca poprawnie, swoje bezpieczeństwo i niebezpieczeństwo. I liczyli na siebie. Dlatego z takim obrzydzeniem zerkałem na ataki kierowane pod adresem tego naszego wspinacza, którego zlinczowali po ostatniej próbie na Narga Parbat bodajże. Ze kogoś tam zostawił. Ze obok kogoś przeszedł i nie pomógł. Dobrze sie wypowiadać z pozycji fotela i pilota telewizyjnego. Ale być tam smaganym wiatrem huraganu, rozsadzanym przez własne słabości i leki to co innego. Zapomniałem jak ten gość sie nazywa, ale wszyscy powinni sie od niego odpierdolic.
Aaaaaaa..... To nie było Nanga Parbat ale Broad Peak, gość nazywał sie Adam Bielecki. Ale i tak sie od niego odwalcie.... TO JEST DOWÓD ZE PISZE ON LINE BEZ UPIĘKSZEŃ
a sam film, cudne plenery, ujecie 3D ze dech zapiera, właściwie mozna po projekcji powiedzieć ze sie tam było, wszystko widziało i nawet żadnego członka (kończyny) nie odmroziło. Jak sie tak na to patrzy to dopiero sie dostrzega jacy jesteśmy mali, nic nie znaczący nie tylko w perspektywie kosmosu ale nawet naszej MATKI ZIEMI. jedyne co możemy zrobić to przekazać geny, żyć pełnia życia i mieć nadzieje, ze ktoś o nas myśli teraz i nie zapomni nas po naszej śmierci. Banalne to, ale każdy żyje tak długo jak żyją wspomnienia o nim. A ci z tej wyprawy zostali uwiecznieni nie tylko w tym pięknym filmie, ich historia poruszyła wielu i ich życie sie zwielokrotniło. Ale napisałem.......
poniedziałek, 19 października 2015
uległość
Nie będę udawał! Czekałem na nowego M. Houellebecq’a (MH) i czekałem. Osobiście odkryłem go dla siebie, nikt mi go nie polecał, żaden przemądrzały pierdoła nie przyszedł i mi powiedział słuchaj, tego gościa sobie poczytaj. Nie – zawsze czytam to co odkrywam, nigdy nie czytałem (nigdy) książek polecanych przez kogokolwiek, ponieważ z reguły się zrażałem i rozczarowywałem. Książka i czytelnik mają swój czas. I te dwa elementy – CZAS KSIĄŻKI I CZAS POSWIĘCONY NA JEJ PRZECZYTANIE muszą się zejść. I tyle. Zdarza mi się, że narzucam się ze swoimi gustami, gadam – gadam – gadam i namawiam. Ale tylko kilka razy udało mi się trafić. Ale i tak się cieszę.
Uległość, o której chciałem napisać, wydaje się właśnie książką, która trafiła w swój czas – problem islamu, tego natłoku ludzi na granicach Europy i uległości społeczeństw. Znudzonych nawet sexem, dupczeniem . Tytuł powinien brzmieć znudzenie. Bo ja w znudzeniu dopatruję się źródeł upadku Europy, który, o czym jestem przekonany, nastąpi wcześniej niż później. I nawet najświętsza panienka z nowej huty nam nie pomoże. Znudzeni są 30-latkowie, 20-latkowie – ledwo potrafiący pisać i czytać, po wyższych studiach. Oni nie są bez perspektyw, oni są bez przyszłości, my jesteśmy bez przyszłości. Stetryczała Europa, hordy dziadków z balkonikami będzie się poruszała tak długo jak koszt ich zakupu (balkoników) będzie pokrywany przez NFZ-ety różnej maści.
Charakterystyczne jest to, że uległość dzieje się we Francji – właśnie najstarsza córa kościoła (rzymskiego, świętego – kto o tym pamięta, ale tak było i JPII żył takim złudzeniem, zanim umarł) jest teraz miejscem, które na multikulti może się najbardziej przejechać. W demokratycznych wyborach (jak hitler – specjalnie gnoja napisałem z małej litery) islamiści zdobywają możliwość rządzenia, wprowadzania swoich praw i próbują.
Ale dla mnie MH jest wielki przede wszystkim z tego powodu, że jego maniera prowadzenia narracji jest rozmową, on opowiada. A ja czytając mam wrażenie, że gość siedzi niedaleko i mogę go słuchać. Dlatego go lubię – ale mam taką tezę, że gdyby nie te zamachy w Paryżu (na tych bogu ducha winny rysowników z Charlie……), hordy Hunów u granic Europy wiadomej proweniencji, to ta książka przeszła by obok. Ot kolejna opowiastka, skandalisty, nihilisty (jak dzisiaj czytałem w jednej recenzji) o wyciąganiu fiuta z rozporka, z islamem w tle. Zgrabne to ostatnie zdanie....
niedziela, 18 października 2015
Pięściami po kręgosłupie, cz1 – Wizualizacja obiektywna
Nurtuje mnie od kilku dni problem. Pewien problem, chociaż nie można powiedzieć, że jak coś zajmuje mnie tylko kilka dni to od razu mnie nurtuje. Może musiałbym nad tym posiedzieć z miesiąc lub dwa? Nie wiem, w sumie mnie to nie obchodzi i zaraz przejdę do tematu. Może ktoś to ogarnie, zrozumie. Jak pisałem, prześladuje mnie pewien facet, taki niby – bezdomny, elegancki, z plecakiem. A ja od razu, że bezdomny. Od razu gościa szufladkuję, nie ma domu, myje się w schronisku, jakiejś noclegowni i jeszcze ma siłę udawać każdego z nas. Z rodzinami, mieszkaniami, samochodami modnymi ciuchami, zegarkami i tym podobnym konsumpcyjnym szajsem, który czyni z nas ludzi. TYLKO DLATEGO, ŻE SIĘ WPISUJEMY.
Otóż ostatnio, właściwie w piątek, uświadomiłem sobie, że koniec. Koniec z takim podejściem – należy do każdego tematu podejść indywidualnie. Owszem faceta widuję w miarę regularnie, raczej w niewielkim promieniu, ale jeszcze nigdy nie widziałem go pod mostem (zresztą ja pod mosty rzadko zaglądam), nawalonego czy naćpanego czy umorusanego. Nigdy. Dlatego wymyśliłem sobie, że może ja tego gościa prześladuję, może wchodzę mu w drogę, a on mnie unika jak może ale zawsze mu się napataczam. Dwa tygodnie temu jak wracałem sobie z miłego wyjazdu to trafiłem na stację benzynową gdzie on sobie spokojnie stał i pił kawę z papierowego kubka. Zdziwiłem się, ponieważ byłem na tej stacji ze trzy razy i od razu ciach!!!! Jest. A może JA jestem jego prześladowcą?
Moim zdaniem facet uciekł od tego co ja mu przypominam – udało mu się oderwać od tego wszystkiego, odrzucić to co go uwierało. Być może skrzywdził wiele osób po drodze, ale postanowił się oderwać i pójść swoją drogą? Tego nie wiem, nie chcę tego nawet oceniać bo nie mam ku temu danych, podstaw do mieszania się w jego życie. Zastanawiała mnie możliwość nawiązania z nim kontaktu, przez jakiś czas – podejść do niego, podpytać o to i tamto. Ale coś mnie powstrzymuje – głównie to, że się dowiem jak jest naprawdę….. Spojrzałem wtedy na siebie jego oczyma, zobaczyłem jak się miotam, rzucam, jak czasem marnuję swój talent, jak nie potrafię osiągnąć spokoju ducha, spokoju działania. I mnie olśniło…..zerknąłem na siebie obiektywnie, z zewnątrz i się zwizualizowałem, oczywiście na razie w niewielkim zakresie…….PS – reszta przy innej okazji. Nie wiem czy ktoś to czyta, w końcu po coś to piszę, ale wszystko to jakieś niepozbierane jakoś, nieskładne. Ale puściłem i tyle….próbuję się w tym miejscu odnaleźć.
piątek, 16 października 2015
wtorek, 13 października 2015
miłość w czasach zarazy
Przeglądałem wczoraj stare rupiecie, texty i książki jakie trzeba i warto zabrać do nowego życia. Ze sobą, żeby ciagnąć aż do grobu cześć tego czym sie było przez całe lata. Żeby nie zapomnieć. W gruncie rzeczy to każdy jest samotny, ma lęki i poczucie kruchości tego co sie zdarza, i tego co sie wydarzy. Z tylu wspomnienia, z przodu niepewność, a teraz......teraz możemy budować swoje szczęście. Dać sie wpuścić i wpuszczać.......
Miłość w czasach zarazy.... Pamietam, bo czytałem to w momencie kiedy powinienem to przeczytać. Był taki czas, wtedy kiedy to czytałem i niosłem te dzieło ze sobą dosyć długo. Oczywiście teraz to pamietam już mniej (ta cholerna przeszłość), a jak tylko znalazłem Miłość.......na półce to zobaczyłem jak to jest zniszczony egzemplarz. Wyczytany. Jeden z moich najgorzej zachowanych. Musiałem sam to czytać, ponieważ z reguły moje książki nie wędrują do innych. Poza WYJĄTKAMI. polecam. Do przeczytania jednak w odpowiednim momencie, ale jak go znaleźć? Bo książka o miłości spełniającej sie pod koniec życia dopiero, może być zwykłym romansem do pociągu, lub drogowskazem i nadzieją. Ale jak powiedziałem - nie jest ważny kontekst, ale moment.
No i znalazłem koło 23:59 notatkę, spostrzeżenie, zapisek.... Dobrze, ze go znalazłem.
niedziela, 11 października 2015
przeczytalem........
przed chwileczką skończyłem Księgi Jakubowe. Cudowna i wspaniała książka. Nie jestem specjalistą i nie będę szczegółowo sie wgłębiał (ponieważ unikam polskiej literatury i dalej będę unikał), a chciałem pochylić głowę przed pracą i talentem Pani Tokarczuk. Nie jestem kimś ważnym i znaczącym, ale Pani Tokarczuk mnie ujęła. Po prostu.
Zbliża sie pierwsza - za kilka godzin telefony, sprawy, zagadnienia. Trzeba będzie ogarniać rzeczywistość i należy patrzeć w przyszłość pozytywnie. Czekać co przyniesie nowy dzień. Dzień, który sie zaczął i jeszcze potrwa.
piątek, 9 października 2015
piękność dnia..........czerń nocy....
Zdarza się, że czasem lepiej nic nie pisać. Pomilczeć.......może do wtorku.
poniedziałek, 5 października 2015
odmieniec
Schematy, wciśnięci w schematy i konwenanse, zapominamy o swojej wolności. Prawie wyboru. Czytałem dzisiaj wywiad z Twardochem i jak zwykle bardzo mi się podoba co ten facet pisze (właściwie to mówi, bo to wywiad). Jesteśmy jak horda goniąca za konwenansem i jedynie czego pragniemy to wpisywać się w pewien nurt, nie mając przy okazji własnego zdania. Własnego ja. Takie to jakieś banalne….trudno, dawno nie pisałem (to zmienię).
Wypisanie się ze schematu i pójście swoją drogą jest trudne, czasem niemożliwe, czasem nawet trudno o tym pomyśleć, czasem nawet nie jest możliwe myślenie o tym. Śmieszne, bo jak siadałem do komputera to byłem pewien co chcę napisać, miałem to ułożone, ale urwało się i znikło. Może wróci?
Czytam Tokarczuk, jestem zachwycony – jak powiedział mój kolega (Lubie cie chopie) to jest noblowska sprawa. I nie przesadził, dawno niczego polskiego nie czytałem (bo unikam w ogóle - poza Twardochem, ale ona nie jest Polakiem). Ale Pani Tokarczuk włożyła dużo pracy i jeszcze więcej talentu i stworzyła (odtworzyła) historię, która zapiera dech w piersiach i niesie się przez całą powieść. Niesie się i daje przyjemność. No i ta cała herezja, żydowskie spory. Naprawdę nie spodziewałem się czegoś tak dobrego w polskiej literaturze. A dodatkowo spotkałem w Warszawie taksówkarza antysemitę, który przez 15 – minutowy kurs pierdolił o „zasranych i jebanych żydach” i wiesz co? Facet miał 75 lat!!! A taki był posrany, że szkoda gadać. W ogóle antysemityzm jest smutny, smutny tym bardziej, że dzieje się (zdarza) w Warszawie. Krainie getta. Czasem trudno się identyfikować z nadwiślańską nacją. A teraz będą wybory, cała ta gadanina o naszym (ich) heroizmie, posłannictwie, opatrzności bożej i matce boskiej – polce.
Już wiem, co chciałem napisać. Przypomniałem sobie, ale tego nie zrobię. Zostawię to dla siebie, na pewno.
Skończę może moje opowiadanie. Pierwsze od 2 lat. Popiszę sobie dla siebie…..
Subskrybuj:
Posty (Atom)