poniedziałek, 15 listopada 2010

"Klawiatura bikini"

Kilka dni temu zaledwie skończyłem pisać opowiadanie – jeszcze nie publikowane, jeszcze nawet nie pokazywane prawie nikomu. Tylko jedna osoba je widziała i czytała na razie. Muszę powiedzieć, że to opowiadanie, a właściwie jego pisanie sprawiło, że odnalazłem siebie sprzed lat kilkunastu już niestety. Po dłuższej przewie coś w ogóle napisałem literackiego, od samego początku do samego końca stworzyłem coś przemyślanego i w tym sensie mogę powiedzieć, że z literata piszącego ciągiem, zapisującego co mi się kołatało w głowie, stałem się świadomym twórcą. „Różyczka” (taki to ma tytuł) jest niedługim opowiadaniem, ale w mojej ocenie najlepszym jakie do tej pory napisałem. Takim, które nadaje się do publikacji w lepszym miejscu niż ta moja pisanina tutaj. Ale na razie musi ono pozostać w ukryciu, poza 3 kopiami jakie wyszły i na ich los oraz dobór czytelników nie mam wpływ u(może to i dobrze).

Ale przy okazji mam plan ogarnięcia tego co do tej pory napisałem (stąd np. wcześniej dałem trochę Dzika Monstrualnego) i może wyjścia z tym na zewnątrz. Na razie jest tylko Różyczka, jakieś strzępy (w maszynopisach) kilku jeszcze innych opowiadań, szkice 2 powieści i 2 scenariusze filmowe. Nie mam teraz czasu na takie tam, ale może ten blog mnie zdyscyplinuje.

Poniżej daję kawałek „Klawiatury bikini”, takiego opowiadania sobie, dalszą część pojawi się może do końca tego miesiąca. Może....na razie spisuję to z maszynopisów, nie ingeruję w to za bardzo – są to takie teksty – matki. Potem być może będę to przerabiał, zmieniał. Ale teksty - matki muszą być i je na razie chcę pokazywać.




Ivo Stanković

„Klawiatura bikini”
(część 1)

„W kółko, w kółko , nieustannie w kółko się kręcimy,
Nasze stopy są z ołowiu, nasze skrzydła z cyny...”

Kurt Vonnegut „Kocia Kołyska”

1.

Oczywiście, że mogę zeznawać – metodycznie obgryzała paznokcie cedząc kolejne słowa. Muszę mieć jednak pewność, że nic nie będzie nagrywane, on nie będzie znajdował się w tym samym czasie na sali. W tym samym nawet budynku. Rozumie pan, mam dwoje dzieci! Właściwie to na czas moich zeznań cały budynek ma być pusty, opustoszony. Wypluła pogryzione i oślinione blaszki. Gorzkie.

2.

Wychodząc rano do pracy znalazła leżący pod drzwiami list. Podnosząc go poczuła się dziwnie, pewnie dlatego, że nie miał znaczka, ani nie był zaadresowany, ale wtedy nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie przeczytała go od razu, ponieważ koleżanka czekająca w samochodzie niecierpliwiła się niemiłosiernie, co podkreślał ryczący co chwila klakson. Już idę. Obrazy za szybą przesuwały się intensywnie i niemożliwie ją nudziły, codziennie takie same, od lat nie zmieniała trybu życia. Nudnego. Praca, obiad, dzieci, kolacja. W mózgu wybijała się melodia, rytmiczna, potęgująca poczucie apatii, bezwolnego trwania i dążenia do niewiadomo jakiego celu.... to znaczy wiadomo. Raz...dwa....trzy...stagnacja....hibernacja.....owulacja...Kurestwo.
- Czy nie możemy pojechać inną drogą? Zasłoniła oczy, wykrzyczała to zdanie po wielokroć, po ostatniej niewiadomo-której sesji, waliła dłońmi w skórę deski rozdzielczej. Zaskoczona koleżanka, zawsze roztrzepana Monika, zjechała na pobocze. Koła samochodu zaryły w piasek pobocza wzbijając w powietrze tumany kurzu.
- Kurwa!
Obie równocześnie, jakby czekając na sygnał, wyskoczyły z pojazdu i oparły się o maskę samochodu. Eleonorze pociekły łzy po policzkach i spływając na piersi korzystały z dawno utartych już szlaków.
- Ciągle to samo, żadnych zmian.
- Też to odczuwam, ale nie drzyj się w moim wozie, nie narażaj mnie na takie coś. Z uporem podkreślała „mój, w moim”.
Eleonora przysunęła się do Moniki i spoglądając jej głęboko w oczy walnęła kamieniem w jej zostawione na masce dłonie. Uderzona nawet nie spróbowała, nie miała takiej szansy, zastanowić się skąd w ogóle ten kamień wziął się w jej ręce. Tak szybko.
- Suka!
Czerwona maź spłynęła po rozgrzanej blasze samochodu, w świetle wstającego słońca, kropelki potu pojawiły się na czołach kobiet.
- Sama nią jesteś.
Stały tak i nie robiły żadnych ruchów, zupełnie jakby trwanie w jednej pozycji było w stanie zatrzymać czas, a może nawet trochę go cofnąć. O kilka chwil jedynie. Drogą mknęły całe tabuny samochodów, wzbijając niesamowite ilości kurzu mieszającego się z oparami przepalonej benzyny. Aż kłuło w nosie. Ziarenka drobnego piasku osiadały na rozbitej dłoni Moniki, pod zderzakiem utworzyło się już niezłych rozmiarów jeziorko krwi odbijające podwozie samochodu. Eleonora zadała, powodowana nienawiścią do wszystkiego co żyje, kolejne uderzenie. Jeszcze jedno w to samo miejsce.
- Suka, jak poprzednio syknęła przez zęby Monika.
Obie miały jednak wrażenie, że kolejne ciosy nic nie zmienią, nie spotęgują nawet bólu. Eleonora będzie bić dalej, miażdżyć palce, a Monika zachowywać się będzie dalej tak jakby nic się nie wydarzyło. Tylko sakramentalne „suka” będzie świadczyło o tym, że coś się jednak dzieje.
- Proszę jechać jednak dalej – ciszę wzajemnych relacji zakłóciły słowa policjanta, który zatrzymał się na poboczu. Sierżanta nie zachwycił kamień w ręce Eleonory. Co się stało?
- Nie widzi pan, że krwawię? Nie potrafimy zmienić koła. Uśmiechnęła się perwersyjnie i puściła w przestrzeń oczko.
- A jednak już gotowe? Eleonora nie była zaskoczona reakcją przyjaciółki ze szkolnej jeszcze ławki, nawet jeżeli dzisiaj już nie pamiętały jej koloru. Eleonora z uporem maniaczki twierdziła, że była zielona. Monika oczywiście zaprzeczała. Zresztą nie mogły tego sprawdzić, bo po ostatniej zabawie sylwestrowej szkoła niestety spłonęła.
Spadający kamień uderzył w żółty piasek, wzbite delikatne pyłki dołączyły do tych wzbijanych przez przejeżdżające cały czas obok samochody, a kobiety skierowały się do środka samochodu. Krople krwi z rozbitej dłoni Moniki znaczyły jej drogę, a ona nie dawała po sobie poznać, że odczuwa z tego powodu jakiś niepokój. Że w jakimś stopniu ją to upokarza, i że odczuwa ból. Policjant w skupieniu obserwował całe zdarzenie. Jego partner, siedzący do tej pory w radiowozie wychylił się mocniej przez okno i na widok machającej w jego kierunki Moniki, wyrzygał się na boczne lusterko. Jezu.

3. (cdn)

1 komentarz:

O. pisze...

z niecierpliwoscią czekam na ciąg dalszy...