"Klawiatura bikini"
3.
Na dwie godziny przed zamknięciem biura Eleonora przypomniała sobie o kopercie, którą nietkniętą zostawiła w torebce. Nie miała zielonego pojęcia kto mógłby być nadawcą listu – koperta nie miała żadnych oznaczeń, nawet jej imienia, śladu nadawcy. Rozcinając papier czuła jak serce coraz szybciej zaczyna pompować krew, tak bez żadnego powodu.
- Piotr? „To już 10 lat. Liczę niecierpliwie, ale ty chyba pamiętasz o umowie?” Powoli zaczynała kontaktować. Na studniówce umówiła się z chłopakiem, że spotkają się za 10 lat. Zupełnie o tym zapomniała. Stoją w drzwiach – ona jeszcze w wieczorowej sukni (pierwszą jaką w ogóle założyła), on oparty o framugę i z powodu nadmiaru alkoholu nie był w stanie ocenić, która strona świata jest właściwa – i żegnają się. Za dwie godziny miał pociąg do oddalonego miasta. Przyrzekli sobie spotkanie właśnie za 10 lat. Wszystko śmierdziało tandetnym romantyzmem.
- Ja będę pamiętał.
- No to pa – nie za bardzo wierzyła wtedy w jego zapewnienia, do czego przyczyniły się także wydarzenia sprzed tygodnia.
Będąc na imprezie klasowej, takiej na której warto stracić ciążący balast. Byle jak i byle gdzie. Czasem nawet z byle kim. Mało się po takim czymś pamięta, w ogóle się tego nie rozpamiętuje. Rach – ciach. Co najwyżej można zostać kolejnym nacięciem na jakimś naprężonym do granic wytrzymałości kutasie.
- Nie możesz? – krzycząc rzucał się po pokoju, nie był jednak w stanie zagłuszyć ryku muzyki dolatującej z sąsiedniego.
- Sam wiesz! Nie dzisiaj – jakże ją to wtedy denerwowało.
- Kurwa, ty nie chcesz.
A jednak przypomniał sobie i napisał. Na koniec zaznaczył, żeby przyszła punktualnie o siedemnastej, chociaż on miał być dopiero o dwudziestej. „Czuj się jak u siebie w domu. Piotr”.
4.
- Czy masz jechać? – Monika nie należała do najlepszych spowiedniczek. Babo! Facet pamięta o tobie przez dziesięć lat, pisze, zaprasza. Czy mam jechać?!! Jedź.
5.
Punktualnie o siedemnastej pchnęła drzwi do mieszkania znajdującego się na przedmieściach olbrzymiego miasta, takiego gdzie połowa chodzi naćpana nie wiadomo czym, a druga powoła leczy jakieś obsesje. Zostawiła płaszcz na korytarzu, nie wieszała, tylko go rzuciła. Jak się ubrać na taką okazję?. Długo szperała w szafach, swoich i Moniki. Przemierzyła kilometry w magazynach z modą, by w końcu założyć obcisły kostium, różowy, taki bijący po oczach. Nie wiedziała nawet dlaczego taki właśnie założyła. Taki trywialny.
Dom urządzony był gustownie, nowocześnie. Przynajmniej ta część, w której teraz się znajdowała. W salonie, do którego zeszła, porozstawiano wygodne fotele z czarnej pikowanej skóry i trzeba przyznać, że zajmowały one całą przestrzeń. Ledwo udało się wcisnąć w to wszystko nieduży, szklany stolik. Pomieszczenie wykończone było w tonacji czerwono- czarnej, okna skrywała gruba, czerwona jak krew kotara, a w rogu usadowił sie potężny barek, a na nim mnóstwo alkoholu. Cała masa. Tradycyjne whisky, jakieś wódki, nalewki i wina o tajemniczych nazwach. „Czuj się jak u siebie w domu”. Martini zakręciło plasterkiem cytryny tkwiącym na dnie szklanki z delikatnego szkła, po wrzuceniu do napoju kilku kostek grubego lodu Eleonora zagłębiła się w fotelu. Rozprężając swoje ciało spojrzała go góry i dreszcz emocji wstrząsnął nią delikatnie. Akt schodzący po schodach Duschampa nie pozwalał oderwać oczu od sklepienia sufitu. Mistrzowska dłoń rozprowadziła farbę po jego powierzchni zrywając ze stereotypem malowania mieszkań z jakim miała do tej pory do czynienia. Wpatrując się dłuższą chwilę rzuciła w przestrzeń, Kim jesteś Piotrze? Wstała leniwie z fotela, czuła jak skóra powraca do dawnego kształtu, pamięć materiałów była stokrotnie lepsza niż ludzka. Podeszła do drzwi prowadzących nie wiadomo gdzie, obok nich zaś majaczył się ledwo zarys Kochanków w równowadze. Znowu kopia, ale jakoś inaczej namalowana, zaznaczona jedynie. Nieodwzorowana.
Niezły snob. Kopie jedynie, ale dobór, ułożenie malowideł czy chociażby ich położenie i nasycenie, pokazywały że właściciel mieszkania znał się na rzeczy. Eleonora przemierzając przestrzenie salonu, zmieniła zdanie o Piotrze, które opierało się jedynie na zdarzeniu sprzed lat. Zmieniła też napój. Tym razem to gorzki gin łuskał jej podniebienie. Delikatnie. Za drzwiami z lewej strony Kochanków w równowadze zobaczyła jednak coś czego się nie spodziewała. Znalazła się w dużej sali. W jej rogu stał pełnowymiarowy biały fortepian, a przed nim ktoś ustawił (Piotr?) rząd dwunastu telewizorów. Już takie zestawienie powodowało, że robiło się dziwnie. Na środku dwa fotele zapraszały na chwilę wytchnienia, a ściany zapraszały wiszącymi na nich obrazami. Oczywiście kopiami jedynie, ale i tak można było zahaczyć wzrok. Zdumiona Eleonora, nie pierwszy raz od momentu wejścia do mieszkania, zatrzymała się przez malowidłem – chyba specjalnie zakrzywionym – tego znanego malarza, nie pamiętała nawet jakiego. Pamiętał jedynie, że zawsze jej przypominał, ten obraz, że nie zdołała wykorzystać wielu nadarzających się okazji. Omijanych szans. Z poczuciem klęski usiadła przy fortepianie i wykonała ruch, który każdy by wykonał na jej miejscu. Nacisnęła dowolny klawisz, zupełnie przypadkowy. Zamiast jakiegokolwiek dźwięku, na jednym z telewizorów pojawił się zaskakujący obraz. Zupełnie nie na miejscu. Dwie pary kotłowały się w satynowej pościeli odbijającej sztuczne światło ustawionych pewnie gdzieś lamp oświetleniowych ekipy taniego pornosa. Nigdy nie przepadała za porno, nawet w takiej wersji soft.
- Wystaw to.
- Nie wyrażaj się suko.
- Sama nią jesteś.
Klimatu nie było, pewnie nigdy go nie ma i nie w takim celu to nakręcono. Eleonora jeszcze to oglądała, coś jej kazało oczekiwać w takim odrętwieniu na najważniejsze. Wreszcie pojawił się gospodarz. Siedział ukryty całkiem z tyłu, tylko co jakiś czas pojawiał się w kadrze. Nie brał udziału w tym wszystkim co działo się na pierwszym planie. Młode, jędrne piersi zasłoniły cały ekran.
- Szybciej, jeszcze szybciej.... Przypuszczała, że krzyczał Piotr.
Szklanka spadła wprost na klawiaturę. Rozbiła się na dwa kawałki, napój spłynął na podłogę, a uderzone przy okazji inne klawisze odpaliły kolejne telewizory. Porno, porno. Wszędzie to samo. Jak w jakiejś paranoi. W tle Piotr, siedział, stał, nachylał się. I tylko tyle. Jak widz. Nic poza tym. Kilkuminutowe oglądanie nagich ciał splecionych w erotycznych uniesieniach, nawet tak technicznych jak te na ekranach tylko, spowodowały, że Eleonora zaczęła odczuwać lekkie podniecenie. Niewielkie. Gdy nie możesz wytrzymać, doradziła jaj kiedyś Monika, spleć dłonie i czkaj na faceta, który nie tylko może, ale też chce. Splatając dłonie zauważyła otwierające się drzwi. Poznaj moich przyjaciół. I ten głos z ciemności jeszcze jakiegoś innego pomieszczenia obok. Dwóch wysokich dryblasów stało na pierwszym planie, już prawie weszli do pokoju z fortepianem. Za nimi stał Piotr. W szlafroku. Przesuwał się w jej kierunku. Powoli.
- Zmieniłeś się.
- Mówisz o wyglądzie?
Wstała gdy tylko górne lampy zaczęły dawać więcej światła. Ze splecionymi rękoma wędrowała w kierunku przyjaciela sprzed dziesięciu lat.
- Ciągle sado? Stwierdził raczej niż zapytał, mówił jakby rozstali się przed kilkoma sekundami zaledwie.
- Aha.......
Koniec,
17/04/1994 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz