środa, 9 grudnia 2015

Przystań....

Każdy kto ma trochę w życiu szczęścia może się sam kształtować, sam decydować o gustach i dochodzić do siebie takiego jakim się w danym momencie jest. Zagmatwane to i zawiłe, ale co tam! Literatura, kino, muzyka – jeżeli ktoś uważać się chce za człowieka kulturalnego, człowieka, który ma inne ambicje niż żarcie, picie i sex jedynie, czyli ma jeszcze siły i ochotę dążyć do bycia ponad instynkty – to kultura jako taka jest dla niego ważna. Nawet najważniejsza czasem. Nawet jeżeli ktoś decyduje się na wykonywanie zawodu krytyka, mądrali i przemądrzałego typka, który SAM NIE TWORZY A OCENIA. Zresztą często jestem pod wrażeniem erudycji tych ostatnich, ich wiedzy i swobody przerzucania się koncepcjami i ideami. To wymaga wiedzy, tylko że często jest ona wykorzystywana w wątpliwym celu. Ale nie o tym….szczęściem jest mieć korzenie, bazę i miejsce (ludzi), które stanowią odnośnik, coś na kształt przystani, do której można dobić jak jest źle lub potrzeba akceptacji. Ale to nie może burzyć ogólnej samotności w budowaniu siebie. Każdy jest kowalem….banał taki. Ale cos w tym jest. Jesteśmy samotni w obliczu śmierci i w jakimś sensie samotni w drodze przez świat….obrastamy w czasem i dobrze jak coś zostaje na dłużej….Wrocław. Wrocław. Byłem tam wczoraj i miasto to stało się moim dokładnie 27 lat temu. Jezu, cholera – nie wiedziałem że dożyję czasów kiedy takie liczby nie będą się wydawały duże. Ale trudno. Byłem tam i przechadzałem się brukiem, który ścierał mi buty jak byłem dzieckiem. Zmienił się i co najważniejsze – dla mnie się nie zmienił. Chociaż nie – byłem tam wczoraj szczęśliwy. Bardzo…..nad wyraz……

Brak komentarzy: