niedziela, 28 lutego 2016

widmo wolności_2

To co napiszę jest osobiste i nieoczekiwane, ale udaje mi się osiągać stan, w którym otwiera się droga do wolności. Do wyzwolenia nawet. Od nałogów i pokus, chociaż nawet bardziej od nałogów, bo te jak wiadomo są naleciałością cywilizacyjną, a pokusy, to bardziej instynkty, coś co w nas siedzi i walka z nimi to działanie przeciwko naturze. A natura to my i nie warto (nie powinno się) walczyć z samym sobą. Ale nałogi, o tak z tym trzeba i należy walczyć. Wtedy możemy starać się osiągać stan wyższego rozwoju. Nałogi są złe. W każdym z nas jest intuicyjna refleksja filozoficzna, mówię oczywiście o tych, którzy mając jako takie podstawy kulturowe są w stanie, potrafią wewnątrz siebie rozstrzygać problemy szersze niż tylko jedzenie, picie, oddawanie moczu i rodzinne sprzeczki. Intuicyjnie budujemy świat swoich wartości i poglądów, intuicyjnie budujemy swój świat wierzeń lub niewierzeń i wolność – w moim przekonaniu – to jest stan, w którym to co podpowiada nam intuicja kieruje naszym życiem. Nie poddajemy się osądom z zewnątrz, sugestią lub nakazom. Prawo moralne jest we mnie. Jakie to cudne i jednocześnie strasznie. Tylko wolny człowiek może tak powiedzieć – robię to co robię i jednocześnie uznaję to za słuszne. Oczywiście jedynym ograniczeniem jest wolność innej jednostki i zakaz ograniczania jej obszaru wolności. Kompromis, budowanie kompromisów jest konieczne z kolei do funkcjonowania większych grup – społeczeństwa w ostateczności. Właśnie ten kruchy często kompromis pozwala nam funkcjonować i nie zwariować. Według mnie, zawieranie kompromisów jest dobre i świadczy o dojrzałości, ale tylko wtedy kiedy kompromis nie narusza naszych wewnętrznych przekonań. Pryncypia! Warto je mieć ale trudno z nimi żyć. Jeżeli oddalimy się od swoich pryncypiów, swojego systemu wartości i zatracimy się w kompromisach to nasza wolność będzie tylko jej widmem. Staniemy się niewolnikami nie kompromisów, ale społeczeństwa i ludzi, którzy narzucają nam swoją wole.

piątek, 19 lutego 2016

Ludzka skaza

Nie było mnie dosyć długo. Dłużej niż bym chciał, czy nawet planowałem. Ale nie znaczy ze marnowałem czas. Przede wszystkim przeniosłem swoją biblioteczkę, biblioteka to za duże słowo, a kiedyś go użyłem, i teraz moje książki są znowu ze mną. Zreszta cześć znalazła sie w drugim szeregu i to nie tylko z powodu braku miejsca. Teraz mam Rotha i powiem szczerze zawsze uważałem, ze to bardzo mądry człowiek, a jego trylogia amerykańska to tylko przejaw jego mądrości życiowej. Nie będę wchodził w szczegóły, bo ktoś mądry powiedział ze nie zdradzam treści opisywanych książek ale tylko opisuje swoje wrażenia i odczucia. To chyba to samo? Tytuł tego posta jest trochę na wyrost, bo dopiero zaczynam czytać, ale podświadomie wiem, ze tytuł jest jak najbardziej adekwatny, a ja sam domyślam sie o czym to może być. Jak skoncze to dam znać, czy zgadlem. Ale pozostałe dwa tomy, szczególnie Wyszłam za komunistę, to literatura najwyższego lotu. I nie chodzi o temat, ale sposób opowiadania. Wiem, każdy potencjalny czy były onanista mówiąc o Roth'cie powie ze Kompleks Portnoya, ale to - takie wymienienie tego działa - to tani chwyt i co gorsza dowod na brak jakiegokolwiek rozeznania. Ale nie o tym. W tej trylogi, dwóch jej tomach, zreszta jakoś szczególnie nie powiązanych i mogących być czytanymi w rożnej kolejności, nasuwa sie, mnie przynajmniej, konstatacja, ze nasze życie to jakiś jedynie nieudolny taniec z rzeczywistością. No bo jaki mamy wpływ na to co sie dzieje, moim zdaniem tylko splot okoliczności, determinizm losu - to decyduje o tym gdzie jesteśmy. I los, jego kaprys, może w każdym czasie zadecydować, ze będziemy gdzie indziej niż sobie wymarzyliśmy. Wiele jest punktów zwrotnych w naszym życiu, a tylko kilka jesteśmy zauważyć, ale nie odczuć. Zawsze je zauważamy i to, niestety, ex post. No bo czy Wałęsa mógł przewidzieć, ze tak to sie skończy i Kiszczak (widziałem jego zdjęcie w jakimś tabloidzie - leżał przykuty do łóżka, a jego tępy wzrok pokazywał ze de facto go nie ma bo juz nic nie ogarnia) wystawi go zza grobu? Nie! Mógł sie przyznać (nawet jeżeli nie było do czego i miec spokój). Nikt by go nie ruszył. No bo i jak? Każdy ma taka skaze .......