niedziela, 10 stycznia 2016

Mięsna taczka.....

Jest taka książka, o facecie, który zawsze miał z górki – był przystojny, wysportowany, osiągał sukcesy i ożenił się na samo koniec z Miss. Prawdziwą dupeczką, która miała w dodatku na to papiery. I wszystko było ok – nawet za bardzo ok. Każdy od samego początku mu zazdrościł, każdy miał wobec niego dwa uczucia (1) ale mu jest dobrze, jest taki niesamowity i wszystko czego się nie dotknie to od razu jest sukces (2) kurwa, jakim pierdolonym fartem akurat on to wszystko ma? Tak bywa podziw i zazdrość – a pomiędzy tym kupa szczęści i nieszczęścia, czegoś co nazywamy życiem, a przepływa nam przez palce. Ale w końcu i naszego bohatera dosięgnęła kara (opinia tych od pkt 2) albo nieszczęście, krzyż pański (tych od punktu 1). I tyle. Wszystko na niego spadło, zawaliło się wszystko to czego nie musiał budować (należało mus się) i czar prysł. Ogrom nieszczęścia go powoli i nawet jeżeli próbował się podnieść to i tak był stracony. Z każdym tak będzie – każdego powali i nikt się nie podniesie, nasze przekleństwo – umysł, wyobraźnia, uczucia – powodują, że emocje są robotnikiem, który toczy przed sobą taczkę mięsa i ma nadzieję, że jest tam coś więcej. NIC NIE MA.

Brak komentarzy: