wtorek, 16 grudnia 2008

AYN Rand "Źródło"

Jakiś czas temu wypatrzyłem to na półce w księgarni. Stał sobie taki opasły tom, przeczytałem jak zwykle co jest z tyłu i powiem, od razu to chciałem miec. Ponad 800 stron dobrze zapowiadającej sie powieści. I, jak sie okazało, powieści w najlepszym stylu. Epicka opowieść, powieść obyczajowa, z cudownie nakreślonymi postaciami - w szczególności Dominique Falcon, w moim odczuciu główan bohaterka tej powieści.

Lubie takie ciągnące sie teksty, pełne mądrych fraz, ale przede wszystkim wspaniale skomponowanej opowieści, losów ludzi, którzy przy okazji nie są jakimiś plastikowymi kukiełkami. Opowieśc wychwalająca indywidualnizm, ciekawie zakreślony romans (pusty na zezwnatrz, gorący w środku), który sprawia wrażenie wulkanu, kóry powinien wybuchnąc w każdej chwili. Nie wybucha, chociaz zaczyna sie od eksplozji (o charakterze raczej życiodajnego wielkiego wybuchu), potem zanika, a gdy wydaje sie że eksploduje, on (ten romans) delikatnie, na kilku stronach jest.....opisany , zwyczajnie.

Czytając "Źródło" czerpałem niezmierną satysfakcję z obcowania z literaturą o takim "rosyjskim sznycie", rozudowaną przede wszystkim w warstwie jezykowej....żerca", ale zapominam mu to bo jest jednym z najlepszych literatów w ogóle chyba.

Zawsze gdy czytam coś tak dobrego, to myślę o tym czego (za pewnymi wyjątkami - Łyskak przede wszystkim) nie czytam, czyli o polskiej litaraturze. Podglądam dyskuję różnych "mędrców" zawodowych wypowiadających sie na temat co powinna czytać młodzież (nawet jeden stwierdził, że kto tego nie czyta ten jest wiadomo kim......) i nasuwa sie pytanie - dlaczego u nas literatura musi byc odczytywana tylko w kontekście historii, musimy czytać tych wszystkich mickiewiczów, leśmianów, słowackich, te wszystkie szymborskie....,a efekt jest taki że nie znamy literatury światowej, współczesnej dyskusji jaka toczy sie w literaturze południowoamerykańskiej, amrykańskiej, niemieckiej czy hiszpańskiej. O ile ciekawszej niz nasz bogoojczyzniana.

Więcej jest dla mnie warta żywa literaura współczesna, nawet śrenia obyczajowan proza I. Show (chociażby) niż cały ten nasz romatyczny bełkot, młodopolskie bajanie...pierdoły, nie do czytania i nie posuwające nas dalej niż zaścianek w którym tkwimy kulturowo.

Odechciało mi sie pisac............

poniedziałek, 8 grudnia 2008

Między słowami

Znowu to leciało, znowu "dawali to w telewizji", a ja znowu to oglądałem. powiem szczerze film Coppoli jest rzadką perełką przy której kilku najtwardszych facetów przynajmniej przez chwilę czuje, że wszystko jest na pokaz, udawane, a prawdziwe emocje są "między słowami" własnie. Oglądam ten film za każdym razie jak tylko gdzieś sie pokazuje, a czasem pokazuje sie także na moim dvd, za osobistym sprastwem piszacego. Oglądam, zatapiam sie w ten film bardzo, ale gdy sobie tylko pomyslę co ON JEJ powiedział, wyszeptał do ucha to tracę orientacjęi równowagę.

Fajnie jest mieć czasem coś takiego, co powoduje że wraca któś, kogo dawno już nie ma, a kogo naprawdę co raz mniej pamiętam.

Są jeszcze "mosty w medison...", są powieści Remarqua, I. Show, jest "100 lat....." i jest KATEDRA.... No i jest jeszcze JLBorges. Ten ostatni to jednak fascynacja wyrosła już później, bardziej dojrzała i jednak (nie chcę tego generalizować) przez to słabsza i wyhodowana jakoś tak perwersyjnie. To, że do Borgesa dojrzałem dopiero teraz powoduje ze moge skupic sie wyłącznie na NIM. Cała moja literatura (ta ktorą niosę jak bagaż) może zostać odrzucona, moze nie istnieć. Galaktyka Borgesa spokojnie jest tą galaktyką, która zaspakaja moje literackie gusty. Pamiętam dokłądnie kiedy to sie zaczęło - "Ewangelia według św. Łukasza" ekranizacja na 500 lecie odkrycia Ameryki przez WIADOMO KOGO - ekranizacja była wstrząsająca, ale opowiadanie jeszcze bardziej przygębiające.

Reszta kiedy indziej - bo napisałem więcej niż chciałem......