środa, 27 maja 2015

tytuł roboczy: Gabinet cieni

Wyszedł zza bloku. Blokowiska w tym rejonie przypominały wszystko co najgorsze i zarazem w odbiorze tych wszystkich, którzy tam jeszcze mieszkali, a było ich całkiem sporo ze starych i najgorszych czasów, nie odczuwali tego w ten sposób. Dla większości z nich najgorsze dopiero zaczęło się wtedy kiedy wszystko się urwało. Świat większości z nich się skończył i rzucił jeszcze bardziej na kolana, chociaż – znowu powtórzę, że oni tego tak nie odbierali – na kolanach znajdowali się od samego początku swojej egzystencji. Zamazane obrazy minionych czasów rozmywały się w gasnących oczach ostatnich i odchodzących świadków. Pozorny spokój i bezpieczeństwo ledwo wyłaziło zza biedy i fatalizmu czasów w jakich przyszło im żyć. Nie było nadziei, ale – i znowu to samo – oni tego tak nie odbierali. Wyszedł zza bloku i od razu ktoś mu przypierdolił w twarz. Jeden raz, ale mocno i się zatoczył. Położył się na chodniku, przytrzymał ręką krwawiący nos. Zasnął. Stracił przytomność raczej. Kajzerki wysypały się z siatki i potoczyły po podeptanym trawniku. Zabrudzonym i osranym przez skundlone jamniki prowadzone na smyczach przez skundlonych właścicieli. Osiedle kundli, ludzi bez przyszłości i z zapomnianą przeszłością. Nie przypuszczał, że poleży sobie tak dłuższy czas, nie wiedział jak długi i pewnie w tamtej chwili nie bardzo go to interesowało. Aha! Padało wtedy jeszcze, a właściwie mżyło trochę, ale i tak było nieprzyjemnie. Właściwie potęgowało to nieprzyjemność buchającą z tego miejsca jak para z uszkodzonego kotła. Wtedy nazywał się Sofronow, był dobrym człowiekiem i pozostawił to swoje życie na obrzeżach osranego trawnika, wśród przemaczanych kajzerek. Już do niego nie wrócił i nigdy się nie dowiedział, kto mu przypierdolił.